Po meczu rozmawialiśmy ze zdobywcą wyrównującej bramki dla Stomilu Tomaszem Zającem
Ten wynik 2:2 chyba smakuje wyjątkowo, pomimo tego, co się dzieje wokół klubu ostatnio?
- Fajnie było wejść i pomóc zespołowi w trudnym momencie, bo przegrywaliśmy. Widać było, że naprawdę ruszyliśmy po zmianach, bo mieliśmy kilka dogodnych sytuacji i mogliśmy nawet ten mecz wygrać. Jak nie ma trzech punktów, to trzeba się cieszyć z remisu, bo z takim rywalem, to naprawdę dobry wynik.
Cieszy chyba to, że mimo, że dwa razy mieliście do tyłu jedną bramkę, dogoniliście i było blisko przegonienia rywala? Widać ten sygnał dla potencjalnych sponsorów.
- Sygnał, nie sygnał, ale widać, że walczymy na boisku, staramy się. Nawet, jak przegrywamy, to nie odpuszczamy i te ostatnie minuty pokazały, że warto w ten zespół inwestować, bo dobrze wyglądaliśmy na boisku. Teraz los leży nie w naszych rękach. My chcielibyśmy tę drużynę utrzymać, bo jest fajna atmosfera, ale inne sprawy decydują.
Długo się zastanawiałeś strzelając wyrównująca bramkę?
- Nie. Pomyślałem, że nie ma co kombinować, piłka po ziemi. Gdybym czekał, to różne myśli by mnie nachodziły, a tak, to pierwsza myśl najlepsza, i stamtąd, skąd przyszła, tam poszła.
Szkoda, że nie udało się strzelić tej trzeciej bramki, bo okazje mieliście.
- Były na pewno, ale trzeba się cieszyć z tego, co jest.