Z okazji 70-lecia Stomilu Olsztyn, które wypada w tym roku, postanowiłem nieco przybliżyć Wam sylwetki zawodników Dumy Warmii, którzy pochodzili spoza naszego kraju. Jako że świadomie moją wieloletnią przygodę z kibicowaniem Stomilowi rozpocząłem gdzieś w okolicach awansu do pierwszej ligi, to i od tego momentu przedstawię Wam naszych zagranicznych piłkarzy.
Pierwszym obcokrajowcem, który przywdział biało-niebieską koszulkę (a żeby być dokładniejszym granatową, biało-czerwoną lub żółto-niebieską, bo w takich w tamtym okresie grała nasza drużyna), był urodzony w Moskwie Kiriłł Rybakow. W Olsztynie zaczął grać w drugim sezonie po awansie do pierwszej ligi. 26-letni wówczas napastnik trafił do Stomilu z Dinama Moskwa, z którym zdobył puchar Rosji w 1994 r. Sezon przed przyjściem na Warmię występował w rezerwach Dinama, w których nie grzeszył skutecznością; strzelił raptem dwa gole w szesnastu występach. Olsztyńscy kibice wiele sobie obiecywali po tym piłkarzu, a ten nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Co więcej, zaczęły o nim krążyć legendy m.in. o zepsutych zębach czy tym, że sprytni Rosjanie pokazali olsztyńskim działaczom innego snajpera, a przysłali Rybakowa. W pierwszym sezonie w Stomilu Rybakow rozegrał dziewięć meczów, w których ani razu nie trafił do siatki. Na boisku przebywał łącznie troszeczkę ponad pięć godzin. Kolejny sezon rozpoczął z ławki rezerwowych, na którą i tak trafił po kilku występach przed letnią przerwą. Rybakow pewnie pamięta jedną datę: 8 września 1996 r. wszedł na ostatnie siedemnaście minut w meczu z Zagłębiem Lubin, a trzy minuty przed końcem umieścił piłkę w siatce Mirosława Dreszera, ustalając wynik spotkania na 3:0. Rosjanin golem pożegnał się z olsztyńską publicznością, ponieważ zagrał jeszcze tylko pierwszą połowę w kolejnym meczu na wyjeździe z Łódzkim KS-em. Rybakow przegrywał rywalizację z Jackiem Płuciennikiem czy Arkadiuszem Klimkiem, którzy pozytywnie zapisali się w historii olsztyńskiego klubu. Kariera Kiriłła Rybakowa przyhamowała po przeprowadzce z Asmarała Moskwa do Dinama w 1993 r. To właśnie wychowankiem tego drugiego klubu jest Rybakow, ale przez kilka lat zwiedzał inne moskiewskie kluby, by powrócić do 11-krotnego mistrza ZSRR. W pierwszym sezonie gry dla Dinama zdobył nawet pięć bramek w rozgrywkach ligowych, jednak w kolejnym roku wystąpił zaledwie dwukrotnie. Rybakow nie pokazał pełni swoich umiejętności przez problemy zdrowotne i bynajmniej nie chodziło o zęby. Mnóstwo przewlekłych urazów, a także platfus płaskostopie były przyczyną zesłania go do rezerw, z których wyciągnął go Stomil. Niemniej już wtedy kariera Rybakowa mocno przygasała. Rosjanin miał jeszcze mały dwubramkowy wkład w mistrzostwo Mołdawii dla Zimbru Kiszyniów w 1999 r. Z końcem 2001 r. zakończył karierę piłkarską w białoruskiej Sławiji Mozyrz. W 2009 roku zajmował się szkoleniem młodzieży w Szkole nr 57, ale aktualnie nie widnieje w spisie trenerów.
Odejście Rybakowa i sparzenie się na zawodniku ze wschodu bynajmniej nie spowodowało niechęci do kolejnych zagranicznych transferów. W przerwie zimowej sezonu 1995/96 z białoruskiego Dniapra Mohylew przyszedł Andrej Siniczyn. Urodzony w Mińsku obrońca, a później także i pomocnik, aż trzykrotnie reprezentował biało-niebieskie barwy. W Stomilu na najwyższym szczeblu rozgrywek rozegrał 61 meczów, w których zdobył trzy bramki, wszystkie podczas pierwszej przygody ze Stomilem, która trwała półtora roku, ale zaowocowała jedynym występem w białoruskiej reprezentacji. W przerwie od gry w Stomilu występował m.in. w Anżi Machaczkała, które skusiło go dobrymi warunkami finansowymi, jednak po roku za namową spodziewającej się dziecka żony ewakuował się ze stolicy Dagestanu ze względu na napiętą sytuację polityczną w regionie. Siniczyn zdążył także wywalczyć z Amiką Wronki Puchar Polski, by następnie z Jezioraka Iława powrócić do stolicy Warmii i Mazur, aby pomóc Stomilowi w udanej walce o utrzymanie. Siniczyn wystąpił nawet w pierwszym meczu barażowym przeciwko Górnikowi Polkowice. W 2005 roku znalazł się w kadrze OKS-u 1945. W polskiej Ekstraklasie rozegrał łącznie 67 meczów (dołożył pięć w Amice i jeden w Polonii Warszawa).
Występy Siniczyna można uznać za udane, jednak sprowadzenie w tym samym czasie Gwinejczyka Mohameda Alkhaly’ego Soumaha nie okazało się strzałem w dziesiątkę. Niski rozgrywający trafił do Olsztyna z marokańskiego Wydadu. 21-letni wówczas Alkhaly Soumah początkowo występował w pierwszym składzie, ale z czasem jego rola w drużynie zaczęła maleć. W Stomilu przez cały 1996 rok młody pomocnik wystąpił 14 razy, ale tylko z Górnikiem Zabrze zagrał od pierwszej do ostatniej minuty. Soumah zakończył karierę w Stomilu w tym samym meczu co Rybakow, przegranym 4:2 wyjazdowym spotkaniu z ŁKS-em. Nieco lepiej szło mu po zmianie klubu. Soumah po przygodzie w Polsce trafił na Ukrainę, gdzie z Karpatami Lwów zajął nawet trzecie miejsce w lidze, w której przez dwa sezony rozegrał tylko 20 meczów, ale za to zdobył jedną bramkę. Był pierwszym Gwinejczykiem w barwach Karpat w historii, a ukraińscy kibice nadali mu pseudonim „Semion” (Szymon – przyp.). Lepiej szło mu w rezerwach – w pierwszym sezonie zdobył cztery gole w sześciu spotkaniach. Drugi sezon dla Karpat nie był udany, więc Soumah wyjechał do Niemiec, gdzie do 2002 roku grał w tamtejszych klubach niższych lig, dalej ślad po nim zaginął. Jeden z francuskich serwisów podaje, że Alkhaly Soumah dwukrotnie przywdziewał koszulkę reprezentacji Gwinei jako zawodnik Karpat.
Nastał sezon 1997/98, a olsztyńską jedenastkę poważnie wzmocnił Andrėjus Tereškinas. Wysoki i silny lewy obrońca przyszedł do Stomilu z Żalgirisu Wilno, z którym wcześniej odnosił sukcesy na polu krajowym. W Stomilu pograł tylko pół roku, ale zdołał miło zapisać się w pamięci tutejszych kibiców, szczególnie swoją nieustępliwością i bardzo twardą, niekiedy brutalną grą. W jedenastu meczach w Stomilu strzelił jedną bramkę, akurat tę na wagę zwycięstwa 3:2 z Lechem Poznań. Po jednej rundzie w Olsztynie Tereškinas wrócił do Żalgirisu, później grał jeszcze m.in. w łotewskim Skonto Ryga (cztery mistrzostwa i trzy puchary). W 2005 roku zakończył karierę w – a jakże – Żalgirisie, z którym przez całą karierę zdobył trzy mistrzostwa i cztery puchary Litwy. W barwach reprezentacji swojego kraju zagrał w 56 meczach uznanych przez FIFA, w których strzelił trzy gole. Olsztyńscy kibice na własne oczy mogli go zobaczyć w narodowych barwach, ponieważ… 24 września 1997 r. zagrał w rozegranym przy al. Piłsudskiego 69a meczu Polska – Litwa. Biało-czerwoni wygrali to spotkanie po bramkach Cezarego Kucharskiego i Wojciecha Kowalczyka, a Andrėjus Tereškinas skupiał się głównie na rewanżu na Adamie Ledwoniu za połamany cztery dni wcześniej nos w starciu z GKS-em Katowice…
Z Tereškinasem w Olsztynie pojawił się także pomocnik Andrij Hryszczenko. Ukrainiec przemknął przez Stomil jak kometa. Hryszczenko reprezentował barwy Stomilu raptem przez około półtora miesiąca w 1997 roku, rozgrywając siedem meczów. Co warte odnotowania, Hryszczenko strzelił bramkę w swoim debiucie – było to honorowe trafienie w przegranym 4:1 meczu z Legią w Warszawie. Po tych siedmiu występach powrócił do Chemika Police. Hryszczenko w polskiej Ekstraklasie w barwach Górnika Zabrze, Stomilu, Górnika Łęczna i Arki Gdynia rozegrał 56 meczów i zdobył pięć goli. W przerwie zimowej sezonu 2006/07 przeniósł się z Arki do drugoligowego ukraińskiego FK Korosteń. Tam po roku gry zakończył piłkarską karierę, której większą część spędził w Polsce.
Po odejściu Litwina i Ukraińca do Olsztyna zawitał Nigeryjczyk Nuruddeen Lawal. W przeszłości dwukrotny mistrz Kamerunu z Canonem Jaunde i Unisportem Bafang. Lawal miał zastąpić Arkadiusza Klimka, który odszedł do Zagłębia Lubin, oraz dać wsparcie z przodu Jackowi Płuciennikowi. Tymczasem okazało się, że przez całą rundę bramkostrzelny kilka lat wcześniej w Kamerunie i Gabonie Lawal wystąpił zaledwie w trzech meczach, przebywając na boisku łącznie przez 35 minut. Przegrana rywalizacja w ataku z Płuciennikiem i Maciejem Dołęgą nie spowodowała odpalenia Nigeryjczyka już po jednej rundzie. Lawal znalazł się w składzie na kolejną rundę, ale tylko dwa razy pojawił się na placu gry – w przegranym boju 1:2 z Legią i blamażu 5:0 w Łodzi z Widzewem. Tym razem w obu meczach zagrał aż 92 minuty i to był jego koniec kariery na polskich boiskach. W 2000 roku Nuruddeen Lawal zmarł na malarię, najczęstszą chorobę zakaźną na świecie. Dzisiaj miałby 40 lat.
Udane doświadczenia z Tereškinasem spowodowały, że w Olsztynie nadal próbowano graczy z Litwy. Jednym z nich był Tomas Ramelis, który zabrał Lawalowi marzenia o regularnej grze w wyjściowej jedenastce. Ten surowy technicznie napastnik w pierwszym sezonie rozegrał 21 meczów, w których zdobył 5 goli. Ramelisa oprócz braku techniki charakteryzowały: słaba kondycja, wysoki wzrost i skłonność do urazów, które zaczęły go trapić w drugim sezonie gry dla biało-niebieskich. Łącznie przez dwa i pół roku zagrał dla Stomilu w 39 ligowych spotkaniach, w których strzelił 8 bramek. Karierę piłkarską zakończył w maju 2001 roku właśnie w Stomilu z powodu kontuzji biodra, która uniemożliwiła mu dalsze kopanie futbolówki. Ramelis do swoich sukcesów może zaliczyć mistrzostwo i puchar Litwy zdobyty z Żalgirisem Wilno, z którego przeniósł się do Olsztyna. Mimo technicznych braków Ramelis cieszył się szacunkiem olsztyńskich kibiców. Zresztą ze wzajemnością. Tomas Ramelis po ogłoszeniu końca kariery ze smutkiem w głosie mówił, że w Stomilu podobało mu się najbardziej i chętnie pozostałby w Olsztynie na dłużej, ponieważ na graniu w piłkę nie dorobił się wystarczającej sumy pieniędzy. Ramelis zakończył karierę w wieku 29 lat. Ostatni raz Stomil reprezentował 7 listopada 2000 roku w sparingu ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki, w którym strzelił bramkę i doznał kontuzji, po której nie wrócił nigdy do zawodowego grania. Tomas Ramelis w reprezentacji Litwy zagrał w 15 meczach, w których strzelił 5 goli.
Wraz z Ramelisem w Olsztynie zjawił się jego rodak Aidas Preikšaitis, jeden z najlepszych piłkarzy, którzy grali w Stomilu w czasach pierwszej ligi. Długowłosy rozgrywający trafił na Warmię z GKS-u Katowice. Biedny górniczy klub nie miał wystarczających środków na wynagrodzenia, więc po jednej bezowocnej rundzie Preikšaitis postanowił zamienić czarne powietrze Górnego Śląska na Krainę Tysiąca Jezior. Na stadionie przy odrobinę śmierdzącej fabryce opon Litwin grał przez półtora sezonu. Wróćmy jednak do początków kariery klasycznej dziesiątki z Litwy – z Żalgirisem Wilno, którego jest wychowankiem, dwa razy wygrał ligę i cztery razy krajowy puchar. Później reprezentował barwy rosyjskich Torpiedo-Łużniki Moskwa i KamAZ-a Nabierieżne Czełny. Stamtąd przeniósł się do GieKSy, z której prosta droga wiodła do Olsztyna, gdzie wzywał Mieczysław Broniszewski. W Stomilu Preikšaitis zagrał w lidze 39 razy i zdobył 5 goli. Jego bramka pod koniec sezonu 1998/99 dała cenne domowe zwycięstwo 2:1 nad wielkim w tamtym czasie Widzewem ze słynnym Markiem Citką w składzie. Pierwsze trafienie w tamtym meczu zaliczył Tomas Ramelis, można zatem powiedzieć, że Litwini zapewnili Stomilowi wygraną. Ale to nie gole Preikšaitisa były najważniejsze, bardziej istotne okazywały się kluczowe podania, którymi obsługiwał napastników. Początkowo Ramelisa, Piotra Matysa i Marcina Florka, a później – za czasów Haleksu – także Kucharskiego, Macieja Bykowskiego i Piotra Najewskiego. Koniec przygody Preikšaitis ze Stomilem to chyba jeden z trzech najbardziej skandalicznych transferów w historii klubu obok wypożyczenia Bykowskiego i sprzedaży Zbigniewa Małkowskiego. Ad rem, jesienią 1999 r. Preikšaitis przyjechał z meczu litewskiej kadry na mecz wyjazdowy z Łódzkim KS-em. Podczas tego spotkania pomocnik Stomilu miał doznać jakiegoś urazu, który uniemożliwiał mu dalszą grę w biało-niebieskich barwach. Przeciągająca się kontuzja była spowodowana, co bardziej prawdopodobne, problemami finansowymi Romana Niemyjskiego i zaległościami płacowymi. Zdecydowany na transfer Preikšaitis nie zamierzał już umierać za Stomil i chciał jak najszybciej zmienić klub. I zamienił pierwszą ligę w Stomilu na trzecioligowy niemiecki Union Berlin. Chciwi olsztyńscy działacze zażądali za Aidasa Preikšaitisa aż 900 tys. marek, tymczasem skąpi Niemcy oferowali ledwie 50 tys. marek. Sprawa transferu rozgrywającego reprezentacji Litwy zakończyła się arbitrażem FIFA. Po roku spędzonym w stolicy naszych zachodnich sąsiadów Preikšaitis odnalazł się w KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, jednak i tam spędził zaledwie pół roku. Nie mógł sobie na dłużej znaleźć miejsca także w Żalgirisie czy w niemieckim BSV Kickers Emden. Sezon 2002/03 rozegrał w Wiśle Płock. W kolejnej rundzie był już jednak tylko statystą i przeniósł się do broniącego się przed spadkiem Świtu Nowy Dwór Mazowiecki. Dwanaście występów i jeden gol nie pomogły Świtowi się utrzymać, a Preikšaitis wrócił do ojczyzny, by dokończyć karierę w Vetrze Wilno. W polskiej Ekstraklasie Aidas Preikšaitis rozegrał 84 mecze i zdobył 6 goli. Litwę reprezentował 48 razy, trzykrotnie wpisując się na listę strzelców.
Przyjście do klubu człowieka z pieniędzmi w osobie Niemyjskiego, a jednocześnie prowadzenie klubu przez Romualda Szukiełowicza, było efektem pojawienia się w stolicy Warmii i Mazur Uładzimira Klimowicza. Przed rundą wiosenną w 1999 roku Stomil ściągnął z mistrza białoruskiej ligi Dniapra Mohylew tego, prawdopodobnie, 24-letniego reprezentanta kraju. Klimowicz to kolejny po Rybakowie ciekawy przypadek profesjonalizmu olsztyńskich działaczy w temacie ściągania obcokrajowców. Przyszłość pokazała, że ci nie uczyli się na błędach poprzedników. Wracając do tematu, według legend pomylono imiona i Stomil ściągnął nie tego piłkarza. Do Olsztyna trafił w piątek, a w sobotę już grał przeciwko GKS-owi Katowice. Oprócz tego w Stomilu zagrał jeszcze dwa razy: z Legią i Wisłą Kraków i to by było na tyle. Właściwie na 189 minut. Ale żeby nie być gołosłownym, z Klimowiczem wiąże się jedna anegdotka. Niemyjski w mediach nie pozostawił suchej nitki na Szukiełowiczu, oskarżając go o zdefraudowanie pieniędzy na transfer Piotra Matysa z ŁKS-u za 200 tys. marek i próbę naciągnięcia go na transfer Wołodii Klimowicza. Szukiełowicz bronił się mówiąc, że Matys pokaże, że umie grać, ale o Klimowiczu już nie pisnął ani słowem. A nasz bohater wrócił do Mohylewa jeszcze w trakcie trwania rundy wiosennej. Z początkiem nowego sezonu spróbował swoich sił w Petro Płock, gdzie w lidze zagrał… minutę przeciwko Legii Warszawa. Do tego dołożył dwa występy w krajowych pucharach i ponownie powrócił do Dniapra. Karierę kontynuował i zakończył w Biełszynie Bobrujsk, która była jego ostatnim klubem, z roczną przerwą w Torpiedo-SKA Mińsk.
Słabych piłkarzy nigdy nie brakowało. Takim był jeden z dwóch Nigeryjczyków sprowadzonych latem 2000 roku. Borykający się z olbrzymimi problemami organizacyjnymi Stomil pozyskiwał zawodników takich, na jakich go było stać. Jednym z elementów zaciągu z ŁKS-u był Austin Hamlet, ściśle związany z Antonim Ptakiem. W poprzednim sezonie był podstawowym zawodnikiem Łódzkiego Klubu Sportowego, w barwach którego rozegrał 30 meczów i strzelił 3 gole, dzielnie przyczyniając się do wywalczenia spadku do drugiej ligi. W sezonie 2000/01 miał ratować przed degradacją Stomil i to nie była dobra wróżba tym bardziej, że na swojego premierowego gola w najwyższej klasie rozgrywkowej czekał trzy lata. Jesienią był trzecim napastnikiem Stomilu, przegrywając rywalizację i z Matysem, i z Maciejem Sawickim. Przegrał miejsce w składzie także z Dariuszem Marciniakiem, który niestety po dwóch meczach przegrał z samym sobą. Hamlet pewnie nie dałby rady także Ramelisowi, ale Litwin wówczas był już cieniem samego siebie. Niemniej w siódmej kolejce ligowej to gol Hamleta na 1:2 w 84. minucie dał Stomilowi zwycięstwo w Płocku z tamtejszym Orlenem. Pięć minut wcześniej Bartosz Jurkowski nie wykorzystał karnego przeciwko swojemu byłemu klubowi – to tak w ramach ciekawostki. 21-letni napastnik tylko pół roku spędził w Olsztynie, przebywając na ekstraklasowych boiskach przez 290 minut w dziewięciu meczach. Ze Stomilu przeszedł do Stali Stalowa Wola, później wrócił do ŁKS-u, zaliczył Chojniczankę Chojnice i Pelikana Łowicz. Kariery nie zrobił. I nic dziwnego – w polskiej pierwszej lidze zdobył tylko 4 bramki w 50 meczach, średnio strzelał raz na rok. To nawet gorzej niż średnio...
Hamlet trafił do Olsztyna ze swoim rodakiem, notabene też napastnikiem. Abel Salami, w Nigerii znany jako Abdul, przyszedł z Pomezanii Malbork i wyróżniał się niedożywieniem i wystającymi kolanami. Przez cały pierwszy sezon uciułał ledwie dziewięć meczów i aż pięć żółtych kartek. Początkowo przegrywał rywalizację o miejsce w składzie nawet z Hamletem, ale pod koniec sezonu występował regularnie, posyłając Macieja Sawickiego, dziś sekretarza generalnego PZPN, na ławkę rezerwowych. Wielkim sukcesem Salamiego było pozostanie w Olsztynie na kolejny sezon, albo z biedy, albo z litości, bo na pewno nie przemawiały za tym jego umiejętności. Niemniej jako podstawowy zawodnik Salami w 24 meczach zdobył zawrotne 3 bramki, co pomogło Stomilowi z hukiem zlecieć do drugiej ligi. Po spadku Salami odszedł ze Stomilu i… udało mu się utrzymać na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Znalazł angaż w Szczakowiance Jaworzno, w której też nie grzeszył skutecznością, strzelając zaledwie dwie bramki. Szczakowianka spadła z ligi po barażach ze Świtem, a Salami… tym razem także spadł ligę niżej i wylądował w Podbeskidziu Bielsko-Biała. Tam nie dziurawił siatek rywali, tylko prędzej wybijał szyby w okolicznych budynkach, bo jego bilans bramkowy to ledwie dwa gole w 18 grach. W Olsztynie Abel Salami poznał pochodzącą z Pisza studentkę ekonomii Sylwię K., którą… prawdopodobnie odbił innemu piłkarzowi Eddy’emu Dombraye. Bardzo mocna opalenizna piłkarza wywarła tak duże wrażenie na dziewczynie, że ta zaszła z nim w ciążę. Salami jednak kazał Sylwii przeprowadzić aborcję. Później – jak to czasami w życiu bywa – porzucił swoją dziewczynę wraz z malutką Sandrą i poszedł w świat, nie płacąc alimentów. Na pytania o dziecko kazał się dziennikarzom – dosłownie – odpierdolić. Podbeskidzie zamienił na też drugoligowego Radomiaka Radom., gdzie potrafił w 14 meczach zdobyć 7 goli. Pod koniec przygody z tym klubem Salami, wg kibiców Radomiaka, z powodu zaległości finansowych klubu wobec niego miał symulować trudną do wykrycia kontuzję pachwiny, jednocześnie szukając nowego pracodawcy. Tego znalazł w Ostrowcu Świętokrzyskim, ale już tam nie błyszczał. Udało mu się później zakotwiczyć w Stali Stalowa Wola, w której strzelał dwa lata w drugiej lidze, a w trzecim sezonie zaciął się na dobre. Jego ostatnimi klubami były czwartoligowe: Orzeł Balin i Zdrój Busko Zdrój. Salami w Stomilu zagrał w Ekstraklasie w 33 meczach i zdobył tylko 3 bramki.
Ludzie w życiu wykonują różne zawody, niektórzy są piłkarzami, a inni na przykład spadochroniarzami. Bo jak spadochroniarz w walce o utrzymanie miał nam pomóc Jean Black Ngody. Zimą w środku sezonu 2000/01 do olsztyńskiej kadry dołączył 23-letni wówczas Kameruńczyk. Pomocnika przysłał zabrzański Górnik, w barwach którego jesienią Ngody zagrał w czterech ligowych meczach i dwóch pucharu ligi. Trudno powiedzieć, czy Stomilowi miał pomóc w utrzymaniu w lidze, czy raczej przeszkodzić. Jeden występ: 90 minut w przegranym 4:1 spotkaniu z Ruchem Chorzów – oto bilans tego pomocnika w biało-niebieskich barwach. W 1996 roku z Unisportem Bafang zdobył mistrzostwo Kamerunu i to był jego największy sukces, odniesiony zresztą do spółki z Lawalem. Po pobycie w Stomilu zwiedzał polskie kluby z niższych lig, zapewniał działaczy Narwi Ostrołęka, że załatwia swoje sprawy w Warszawie, a tymczasem wylądował w Malezji. Ngody kontynuował swą wędrówkę w Walii i bardzo niskich ligach angielskich, a na koniec podobno wylądował w Iranie. Kibice Narwi uważają, że miał dobry drybling i nieźle wykonywał stałe fragmenty. W Stomilu nie miał okazji tego pokazać.
W tym samym czasie do Olsztyna trafił także Eddy Lord Dombraye, kolejny zawodnik z hurtowego zaciągu z ŁKS-u. Pół roku ten chimeryczny napastnik spędził w drugiej lidze w łódzkim spadkowiczu, by zimą wzmocnić walczący o ekstraklasowy byt Stomil. Hmm, wzmocnić to nieodpowiednie słowo, bo – z której strony by nie patrzeć – Dombraye wzmocnieniem nie był. Nigeryjczyk ze swoją reprezentacją do lat 19 wygrał mistrzostwo Afryki, a do Polski trafił już po okresie sukcesów ŁKS-u. W barwach „Rycerzy Wiosny” przez dwa ekstraklasowe sezony zagrał w 21 meczach i strzelił dwie bramki. Wraz z Hamletem przyczynił się do spadku ŁKS-u z pierwszej ligi. W Stomilu 22-latek miał nadzieję na poprawę swojego nędznego dorobku i go w pewnym sensie poprawił, bo dołożył siedem meczów. Wszystkie z ławki, a grał średnio 20 minut. Stomil zamienił na stolicę Serbii – konkretnie OFK Belgrad. Po jednym sezonie ruszył na podbój Ukrainy, konkretnie do Wołynia Łuck, w którym nie strzelał i nie zrobił kariery, co skutkowało wypożyczeniem do Ikwy Młynów. Witalij Kwarcjanyj, ówczesny trener Wołynia, stwierdził, że beznadziejna postawa Eddy’ego to skutek uganiania się za ukraińskimi dziewczynami. Z Wołynia Dombraye przeniósł się jeszcze do Zakarpattii Użhorod, ale tam też nie zrobił furory, rażąc swoją nieskutecznością. Niektóre źródła podają, że w 2009 związał się z Feliksem Kalinine, ale według samego klubu to nigdy nie miało miejsca.
Układanie chronologicznie tych naszych stranieri może być nieco nudne, ale grzebiemy w historii, to będziemy pisać jak historycy. Czyli od początku do końca. Doszliśmy więc do sezonu, w którym już nie udało się zostać w lidze dzięki barażom z Górnikiem Polkowice i kupie szczęścia w konkursie rzutów karnych. Agonalny Stomil opuścili co jeszcze sensowniejsi piłkarze, a przyszli byle jacy. Początkowo Stomil radził sobie całkiem nieźle i po czterech meczach zgromadził sześć punktów. Niestety potem dramatyczny zjazd na dno tabeli i podział ligi na grupy były głównymi z gwoździami do trumny z napisem MOKS Stomil Olsztyn.
W połowie sezonu do jedynego obcokrajowca Salamiego dołączył jego rodak i również napastnik Kelechi Zeal Iheanacho. Nowy nabytek to 21-letni rezerwowy Wisły Kraków, do którego pod Wawelem tracili cierpliwość, oddając go na wypożyczenia do… Wawelu Kraków, Orlenu Płock i Stomilu. W poprzednim sezonie z Wisłą triumfował w lidze i pucharze ligi, ale jego osiem meczów w Ekstraklasie nie było wielkim wkładem w ten sukces. Większą rolę odegrał w traktowanym po macoszemu pucharze ligi, w którym wystąpił pięciokrotnie, także nie trafiając do siatki rywali. W założeniu miał się odblokować w Olsztynie, ale tutaj w dziewięciu meczach trafił tylko raz – z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski. Ten przegrany 1:2 bój o życie ostatecznie przypieczętował spadek olsztynian do drugiej ligi. I był to ostatni występ Nigeryjczyka w naszym zespole. Jak podają wiarygodne źródła, Iheanacho swój najlepszy mecz w karierze rozegrał jeszcze przed przyjściem do Stomilu. 28 września 2000 roku w I rundzie Pucharu UEFA Wisła Kraków u siebie musiała odrobić stratę z pierwszego meczu, który przegrała 1:4 z Realem Saragossa. W przerwie trener Orest Lenczyk zdecydował się wpuścić Iheanacho przy stanie 0:1. W 51. minucie jeden z zawodników Białej Gwiazdy dośrodkował w pole karne z lewego skrzydła, walka w powietrzu nie przyniosła rezultatu, więc piłka spadła do ustawionego daleko od akcji Kelechiego, który ofiarnym wślizgiem przelobował Juanmiego i poderwał kolegów do odrabiania strat. Wiśle udało się strzelić jeszcze trzy gole i awansować po rzutach karnych, w czym niemała zasługa spacerującego byle gdzie po polu karnym Iheanacho. Po przygodzie w Stomilu wrócił do Wisły, z którą dwa razy wygrywał ligę. Później grał w Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie, Widzewie Łódź czy KSZO. Przygodę z piłką zakończył w Elanie Toruń. Później zajął się trenowaniem dzieci w warszawskiej Polskiej Szkole Futbolu. Kelechi może pochwalić się w Ekstraklasie rozegrał 25 meczów i strzelił jedną bramkę.
Innym piłkarzem, który miał ratować Ekstraklasę dla Stomilu był Dragan Ilić. Serb przyszedł z występującego w rozgrywkach Jugosławii Slovena Ruma. Wychowanek Vojvodiny Nowy Sad rzadko pojawiał się na boiskach rodzimej ligi, jedynym w miarę znanym klubem, oprócz Vojvodiny, z przeszłości Ilicia był OFK Belgrad. Serbski napastnik w Stomilu grał tylko jedną rundę. Na boiskach pierwszej ligi w biało-niebieskich barwach zaprezentował się ośmiokrotnie, nie potrafiąc pokonać żadnego bramkarza rywali. Przed kolejnym sezonem Ilić znalazł się w kadrze Górnika Zabrze, gdzie zagrał całe trzy minuty w meczu z GKS-em Katowice. I tu ślad po nim się urywa, Serb zniknął jak kamfora. Dalszy ciąg losów tego ofensywnego gracza prędzej moglibyście ujrzeć w programie „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…”. W każdym razie ja na pewno nie.
Spadek do drugiej ligi i tułaczka po trzeciej czy czwartej spowodowały, że przez ponad siedem lat doOlsztyna nie zawitał żaden nowy zagraniczny piłkarz. Drużyna OKS-u 1945 w tym czasie potrafiła wywalczyć awans samymi Polakami do zreorganizowanej II ligi wschodniej. W trzecim sezonie na tym poziomie rozgrywkowym do OKS-u przyszedł Brazylijczyk Eduardo. Wychowanek Corinthians Alagoano w przeszłości zaliczył m.in. brazylijskie Nagoya Grampus Eight czy niemieckie Rot Weiss Ahlen i Preussen TV Werl. Poprzedni rok bez grania meczów Eduardo miał zrekompensować regularnymi występami nad Łyną. Ale i w Olsztynie nie było kolorowo. Eduardo przez cały sezon zagrał tylko w 18 ligowych meczach, w których strzelił 4 bramki. Większość spotkań zaczynał z ławki, tylko raz rozegrał cały mecz w lidze. Były to skutki słabego przygotowania fizycznego, ale także urazów, które nękały go z dokładnością niemal co do tygodnia. Gdy już kibice Stomilu mieli nadzieję, że Eduardo jest cały i zdrowy, to przytrafiał mu się uraz wykluczający robiącego wiatr na boisku napastnika przynajmniej z kilku meczów. Dał się zapamiętać z dwóch żółtych kartek otrzymanych w przeciągu kilkunastu sekund w wyjazdowym meczu z Jeziorakiem. Eduardo zbyt wolno schodził z boiska na zmianę z Bogdanem Miłkowskim, za co zobaczył żółty kartonik. Decyzję sędziego postanowił nagrodzić sarkastycznymi brawami, więc zobaczył drugą żółtą i czerwoną kartkę. Zmiana nie doszła do skutku, a osłabiony OKS nie był w stanie wywieźć z Iławy kompletu punktów. Ulubieniec olsztyńskiej widowni, niezbyt lubiany przez kolegów z drużyny, po jednym sezonie postanowił szukać szczęścia poza Olsztynem. Eduardo trafił na testy do trzecioligowej Polonii 1912 Leszno, gdzie w pierwszym sparingu odniósł kontuzję. Polonia od razu zrezygnowała z jego usług, ale po pół roku przygarnęła go także trzecioligowa Stal Kraśnik. Tam w 12 meczach strzelił 5 goli, zobaczył siedem żółtych kartek i dwie czerwone. Następnie Eduardo nie przeszedł testów w ŁKS-ie Łódź i GKS-ie Katowice. Ruszył na podbój świata, a konkretnie: Libanu (Al-Akhaa Al-Ahli), Kataru (mistrzostwo i puchar z Al-Riffa SC) oraz Azerbejdżanu (AZAL Baku). Eduardo pewnie nadal podbija świat piłkarski świat co najwyżej na swoim ulubionym PlayStation…
Dobra, jeśli myśleliście, że Klimowicz, Ngody czy Dombraye to byli przebierańcy, to usiądźcie wygodnie, bo czegoś albo raczej kogoś takiego nie widzieliście. I już nie zobaczycie. Zacznijmy więc piękną baśń. Dawno, dawno temu, jakoś w okolicach lutego 2011 roku, w zamku olsztyńskim podłączono Internet. Tamtejsi działacze odpalili to dziwaczne ustrojstwo, włączając YouTube, postanowili znaleźć solidnego walczaka, na lewą flankę i z dobrą umiejętnością posługiwania się nie tylko swym rapierem, ale także tarczą. W końcu 1 marca zamek, a konkretnie klucznik Jędrek ogłosił, że do grodu nad Łyną na białym rumaku nadjedzie rycerz, wojownik z Armenii, niejaki Stepan z Erewania herbu Hakobjan. Ten dzielny wojownik z dalekich krain miał, zgodnie z zapewnieniami, nie cackać się z wojskami przeciwnika. Wyróżniający się siłą i jedną brwią szlachcic w ostatnim boju nie na poważnie odniósł dotkliwe rany, dzielnie walcząc o honor OKS-u… Baśnie kończą się tym, że „żyli długo i szczęśliwie”. W tym momencie muszę więc przerwać opowiadanie i skupić się na faktach. 26-letni Stepan Hakobjan przyszedł z Miki Erewań. Gdy już się wyleczył, zagrał godzinę w meczu IV-ligowych rezerw, gdzie przez cały czas stał w jednym miejscu i odkopywał lecącą piłkę bez żadnego zaangażowania. W drugiej połowie został zmieniony, obraził się na wszystkich i w Olsztynie był skończony. Hakobjana w akcji mało kto widział, a mnie przypadła specyficzna przyjemność ujrzenia jego popisów na własne oczy. Piłkarzem OKS-u był przez trzy miesiące. Niby miał być wojownikiem (albo chociaż piłkarzem), a przypominał raczej sprzedawcę pirackich płyt z dawnego rynku przy stadionie. I to raczej w handlu powinien szukać szczęścia.
Odejście Eduardo i Hakobjana spowodowało, że walczący o awans Stomil Olsztyn tylko pół roku wytrzymał bez wsparcia zagranicznych piłkarzy. Tym razem nasi działacze wyciągnęli wnioski z transferu z Internetu i postanowili ściągnąć zawodnika z… internatu. W połowie sezonu 2011/12 zaczęło być głośno o niejakim Ángelu Segarrze Melitónie. Hiszpan przyjechał do Olsztyna na wymianę studencką i postanowił pokopać piłkę w lokalnym klubie. Stomil był na dobrej drodze do promocji do I ligi, więc Hiszpan miał być nie tylko ciekawostką, ale i wzmocnieniem. Trener Zbigniew Kaczmarek chciał, by Segarra pomógł mu wywalczyć awans, tylko… dostał od niego ledwie pięć szans i 106 minut w II lidze. Hiszpan, który w ojczyźnie grał na czwartym szczeblu rozgrywkowym w Catarroja CF, miał – według naszego szkoleniowca – charakteryzować się świetnym przygotowaniem technicznym i taktycznym. Niestety Segarra wcale techniką nie błyszczał, a raczej siłowa polska piłka nie pozwoliła mu rozwinąć skrzydeł, dlatego też częściej występował w IV-ligowych rezerwach. Po pół roku skończyła się wymiana studencka i Segarra wrócił do ojczyzny. Może jednak chwalić się wywalczonym awansem do I ligi.
Po upragnionym awansie do I ligi Stomil ściągnął kolejnego Litwina, wychowanka Żalgirisu, Mindaugasa Kalonasa. 28-letni rozgrywający w przeszłości występował m.in. w rezerwach Rubina Kazań, łotewskim Metalurgsie Lipawa (mistrzostwo i puchar), irlandzkim Bohemianie Dublin (mistrzostwo i puchar) czy ukraińskim Metałurhu Zaporoże. W Stomilu zagrał w 17 meczach I ligi, w których strzelił 5 bramek. Litwin nie był zbytnio lubiany w olsztyńskim zespole ze względu na swoje aroganckie zachowanie. Kalonas to urodzony rozgrywający, ale z czasem trener Kaczmarek zaczął go ustawiać na środku ataku, co nie pozwalało reprezentantowi Litwy błyszczeć jak wcześniej. Po pół roku obrażania się na nieudolnych partnerów z boiska Kalonas miał spróbować sił w Polonii Warszawa, jednak nie doszło do tego transferu. Odnalazł się wiosną w Revanie Baku. W Azerbejdżanie spędził półtora roku, co rundę zmieniając klub. Latem zeszłego roku podpisał dwuletni kontrakt z Hapoelem Hajfa, ale tę wiosnę spędzi w stolicy Łotwy, ponieważ jego nowym klubem zostało Skonto Ryga. Mindaugas Kalonas w reprezentacji Litwy zagrał dotychczas 48 razy i strzelił trzy bramki.
Obecnie Stomil Olsztyn reprezentuje siedmiu obcokrajowców: Ukraińcy – Witalij Berezowśkyj, Roman Maczułenko, Ihor Skoba, Wołodymyr Kowal i pochodzący z Gruzji Irakli Meschia; Japończycy – Naoya Shibamura i Yasuhiro Katō. Ich sylwetki przedstawimy w przyszłości, na razie możemy oglądać ich na co dzień w biało-niebieskich barwach.
Historia pokazała, że najczęściej do Olsztyna trafiali zawodnicy, którzy nie spełniali pokładanych w nich oczekiwań. Jeśli od czasu do czasu trafiła się jakaś perełka, to szybko opuszczała prawie zawsze ubogi Stomil, szukając szczęścia i pieniędzy w innych klubach. Najważniejsze jednak jest to, by w przyszłości wpadek transferowych było jak najmniej. Obyśmy naszych obecnych obcokrajowców wspominali wyłącznie sympatycznie. Jak potoczą się ich losy, będziemy z uwagą śledzić. Oby były to lata sukcesów i najlepiej z naszym Stomilem.
15.03.15 20:38 THE CORE
Tak jest - Interbergs. Nie mogłem znaleźć nazwiska a pamiętałem tego Łotysza. Potem byli inni m.in charyzmatyczny Pawliuczik - bramkarz z Białorusi.
15.03.15 19:08 Rob1945
Pierwszy był Łotysz Janis Interbergs, który przyszedł do Stomilu ze Skonto Ryga w sez. 1991/92 w 2 lidze
14.03.15 10:34 RafalOKS
No no cos kolo tego :). pozdro OKS.
14.03.15 10:29 korgan79
bramkarz był z niego całkiem, całkiem, nazwiska też nie mogę sobie przypomnieć , Pawluczuk ???
14.03.15 10:24 RafalOKS
Cos Mi sie wydaje ze bodajze byl bramkarz jeszcze kacap - Rosjjia.. lata 90 - 95. Nie pamietam nazwiska. Ten chyba okres..
13.03.15 22:18 barakuda
Kocie dobry artykuł z nuta humoru:) gratuluje i czekam na więcej :)
13.03.15 22:03 kibic tom
pamiętam da silve , widziałem jego w sparingu na bocznym, grał w halówkach na śniegu , może ktoś wie więcej
13.03.15 21:45 Kot
Nawet mnie się trochę podoba ;) A., dzięki.
13.03.15 20:16 A.
Super artykuł. Brawa dla autora i szacunek za poświęcony czas. Oby takich więcej.
13.03.15 19:54 adioks
Ciekawe podsumowanie...dla mnie pierwszym zderzeniem z obcokrajowcami były testy w Stomilu Massimilano d'Antuono,byłego gracza rezerw Ac Milan, bodajże w 95 roku.
13.03.15 18:29 malczewskim90
Był jeszcze taki Brazylijczyk Marcos da Silva , ale nie zadebiutował w I lidze (wiosna '02). Wie ktoś, czy może chociaż w rezerwach kopał?
13.03.15 13:50 Joe Black
Marko Rajić, ten też zrobił karierę w Stomilu :)
13.03.15 12:28 przem85
Super się czytało. Dzięki za odrobinę humoru :) SPW