Stomil Olsztyn zanotował czwartą porażkę z rzędu na własnym obiekcie. Tym razem podopieczni Adama Majewskiego przegrali 0:1 z Widzewem Łódź. Progresu w grze Stomilu niestety nie widać...
Największą niespodzianką w wyjściowym zestawieniu był występ w bramce Michała Leszczyńskiego. Piotr Skiba zasiadł na ławce rezerwowych i nie narzeka na żaden uraz. Taka była decyzja sztabu szkoleniowego. Leszczyński w tym sezonie dwa razy próbował się dostać do szerokiej kadry Widzewa, a teraz przyszło mu zagrać od 1 minuty przeciwko temu klubowi.
Kolejne zmiany nikogo nie zaskoczyły. W wyjściowej jedenastce trener Adam Majewski nie mógł wystawić dwóch piłkarzy. Janusz Bucholc pauzował za czerwoną kartkę, którą otrzymał w ostatnim meczu z ŁKS-em Łódź. Maciej Spychała jest kontuzjowany, jego uraz więzadeł kostki wykluczył go z treningów na 6 tygodni. W ich miejsce zobaczyliśmy kolejno Damiana Sieranta i Mateusza Skrzypczaka. Kapitanem w tym spotkaniu był środkowy obrońca Rafał Remisz.
Początek spotkania należał do gości. W pierwszych 5 minutach Widzew miał trzy stałe fragmenty gry, ale dobrze funkcjonowała obrona Stomilu i spokojnie interweniował Leszczyński.
W 17. minucie dobrą interwencją popisał się ponownie Leszczyński po dobrym dośrodkowaniu gości z rzutu rożnego i strzale Przemysława Kity. Dwie minuty później Kita obsłużył idealnie Marcina Robaka i tylko świetny wślizg Jonatana Strausa zapobiegł utracie bramki. Widzew przeważał, goście próbowali też strzałów z dystansu, ale na miejscu był Leszczyński, Stomil nie mógł nawet przebić się pod bramkę rywali.
Pierwszy strzał olsztynianie oddali w 24. minucie, Koki Hinokio uderzał sprzed pola karnego, ale wprost w ręce Wrąbla. W 32. minucie Wojciech Łuczak był bliski pokonania Wrąbla, ale nie trafił w bramkę.
Olsztynianie zamknięci byli praktycznie w hokejowym zamku, choć w 42. minucie przeprowadzili całkiem dobrą kontrę, która niestety zakończyła się tylko niecelnym strzałem. W 45. minucie ponownie na wysokości zadania ponownie stanął Leszczyński, przenosząc piłkę ponad poprzeczką po strzale Poczobuta. Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem.
Druga część gry zaczęła się od ataków Widzewa, ale to Stomil W 49. minucie przeprowadził dobrą akcję, po której dośrodkowywał Skrzypczak a van Huffel trafił w obrońcę. Za chwilę olsztynianie ponownie zagrozili Widzewowi, ale piłka po rykoszecie wyszła na rzut rożny.
Niestety w 54. minucie Widzew przeprowadził zabójczy atak, po którym Leszczyński popełnił pierwszy błąd, wypuścił piłkę z rąk, z czego skorzystał Michael Ameyaw. Z bliskiej odległości wpakował piłkę do siatki.
Ameyaw sprawiał bardzo dużo kłopotów olsztyńskiej obronie, która często nawet podwajając krycie nie mogła poradzić sobie z pomocnikiem Widzewa. Goście cały czas dążyli do podwyższenia wyniku, a Stomil był bardzo nieporadny i bardzo niedokładny. Niby bardzo aktywni Hinokio i van Huffel notowali co chwila straty.
W 70. minucie Damian Sierant popędził prawą stroną, wpadł w pole karne rywali i zgrał piłkę wsteczną, ale Straus uderzył bardzo słabo, wprost we Wrąbla.
Trener Majewski przeprowadził pięć zmian, min. na boisku pojawili się Grzegorz Kuświk i Krystian Ogrodowski. W I lidze zadebiutował Filip Szabaciuk, ściągnięty zimą z Białej Biała Podlaska.
Widzew miał tak dużą przewagę w środku pola, że olsztynianie bili tylko głową w mur, nie bardzo mając szansę i pomysł na zagrożenie bramce Wrąbla. W ostatniej minucie regulaminowego czasu gry olsztynianie mieli rzut wolny z lewej strony pola karnego. Dośrodkowywał Łuczak, ale olsztynianie faulowali w ofensywie.
W doliczonym czasie gry nie udało się zmienić wyniku i trzecia przegrana na własnym boisku w rundzie wiosennej stała się faktem. Ogólnie była to 10 porażka Stomilu w tym sezonie, z czego 7 na własnym obiekcie.
Kolejne spotkanie Stomil Olsztyn zagra na wyjeździe z Zagłębiem Sosnowiec. Spotkanie zaplanowane jest na sobotę (27 marca) o godz. 16.