Piłkarze Stomilu Olsztyn bez punktów wracają do domu. Podopieczni Kamila Kieresia przegrali 0:1 (0:0) z GKS-em Tychy. Przez całą drugą połowę olsztyński zespół grał w osłabieniu, bo w 41. minucie za dwie żółte kartki z boiska musiał zejść Lukáš Kubáň.
W pierwszej połowie meczu Stomil nie zagrał słabo, na boisku prezentował się zdecydowanie lepiej niż dwa tygodnie temu w Bielsku-Białej. Można śmiało napisać, że przez pewien czas to Stomil nadawał ton grze i próbował kreować ofensywne akcje. Stomil miał dwie sytuacje po których mógł objąć prowadzenie. Najpierw Tomasz Wełnicki mógł zdobyć bramkę, ale piłka minęła bramkę gospodarzy. W kolejnej akcji Artur Siemaszko w polu karnym oddał strzał, ale bramkarz gospodarzy w fenomenalny sposób to wybronił, a niestety dobitka trafiła w boczną siatkę. Bardzo niepewny w bramce był Michał Leszczyński. W jednej z akcji minął się z piłką, a bramka nie padła dzięki przytomnej interwencji Pawła Baranowskiego. Najważniejszy moment tego spotkania miał miejsce w 41. minucie meczu. Wtedy to drugą żółtą kartę obejrzał czeski obrońca Lukáš Kubáň, dla którego był to debiut w "biało-niebieskich" barwach.
W przerwie meczu trener Kamil Kiereś musiał zweryfikować swoje plany. Z boiska zdjął ofensywnie nastawionego Dani Ramireza, a na obronę w lukę po Kubańiu pojawił się młodzieżowiec Jakub Mosakowski. Mimo gry w dziesiątkę mecz był cały czas wyrównany, jednak z minuty na minutę rosła przewaga gospodarzy. Po jednej z akcji GKS objął prowadzenie i nie oddał go do końca meczu. W 73 minucie Leszczyńskiego pokonał Kamil Zapolnik. Napastnik gospodarzy wygrał pojedynek z Mosakowskim i strzałem z głowy pokonał bramkarza Stomilu. Zawodnik GKS-u przy zdobyciu bramki doznał urazu głowy. Pod koniec meczu Stomil nie miał już nic do stracenia i powinien ruszyć zdecydowanie do ataku, ale tego zabrakło w grze olsztyńskiego klubu. Trener wprowadził do gry m.in. ofensywnego Tomasza Zająca, ale piłkarz nic nie wniósł do gry. Co prawda Stomil się otworzył, bo pod koniec meczu gospodarze wyprowadzili dwie groźne kontry, ale akcje ofensywne olsztyńskiego zespołu były bez składu i ładu.
- Od początku meczu było widać, że nie przyjechaliśmy tu się bronić - powiedział po meczu trener Stomilu Kamil Kiereś. - Było widać nasze ofensywne nastawienie, przejęliśmy inicjatywę, tworzyliśmy akcje w ataku pozycyjnym, byliśmy groźni. Cały czas byliśmy w grze. To się zmieniło po czerwonej kartce. W drugiej połowie zmuszeni byliśmy się cofnąć. Szukaliśmy jakiegoś stałego fragmentu gry, faulu na połowie przeciwnika, ale tyszanie mieli przewagę.