Zamiast cieszyć się ze zdobycia trzech punktów w meczu ligowym, to nasi piłkarze po ostatnim gwizdku sędziego byli mocno wkurzeni na swoją postawę. Stomil stracił zwycięstwo w ostatnich sekundach meczu.
Prowadzenie Stomil Olsztyn objął w 22 minucie za sprawą Arkadiusza Kopruckiego, który bramkę strzelił głową po dośrodkowaniu Pawła Łukasika. Olsztyński obrońca miał istne wejście smoka. Na boisku pojawił się w miejsce kontuzjowanego Rafała Remisza. - Nie tak to miało wyglądać. Nie spodziewałem się, że tak szybko wejdę na boisko i na pewno nie chciałem, by stało się to kosztem zdrowia kolegi - powiedział po meczu Koprucki dla portalu dwadozera.pl. Formalnie Koprucki wszedł za Tunkiewicza, bo za Remisza musiał wejść Biedrzycki. Wszystko po to żeby na boisku było dwóch młodzieżowców.
W drugiej połowie musiała nastąpić trzecia wymuszona zmiana. W zamieszaniu podbramkowym kontuzji doznał Piotr Skiba. Jak się okazało piłkarzowi złamano nos. W jego miejsce pojawił się Erwin Sak. Piłkarze Stomilu mieli okazję na podwyższenie wyniku. Idealnej sytuacji bramkowej nie wykorzystał Dominik Kun. I gdy się wydawało, że spotkanie dobiega końca na nieszczęście olsztyńskiego zespołu Wisła Puławy miała rzut wolny. Jeden z piłkarzy Wisły ostro dośrodkował w pole karne, piłka przeleciała nad głowami piłkarzy z Olsztyna oraz Puław i ostatecznie wylądowała w siatce... Tym samym piłkarze Stomilu stracili w ostatnich sekundach ligowe punkty.
- Przypomina się koszmar z jesieni ubiegłego roku, gdzie "wygrane" mecze remisowaliśmy. Nie możemy być zadowoleni z tego spotkania, chociaż byliśmy lepsi, stwarzaliśmy sobie sytuacje, jednak wynik jest taki, a nie inny i nas w żadnym stopniu nie zadowala. Przy stanie 1:0 mieliśmy dwie wyborne sytuacje, ale ich nie wykorzystaliśmy i to zemściło się w ostatniej minucie doliczonego czasu gry - powiedział Zbigniew Kaczmarek, trener Stomilu Olsztyn.