Piłkarze Stomilu Olsztyn przerwali serię pięciu spotkań bez porażki w II lidze. Olsztynianie w sobotnie popołudnie przegrali 1:2 w Puławach z miejscową Wisłą. Honorowe trafienie w ostatniej akcji meczu zaliczył z rzutu karnego Jakub Tecław.
Trener Szymon Grabowski w tym spotkaniu nie mógł skorzystać z dwóch ofensywnych zawodników, którzy w zespole Stomilu odpowiadają z kreowanie gry. Za nadmiar żółtych kartek pauzować musiał Shun Shibata, a cały czas kontuzjowany jest Filip Wójcik, ale jest nadzieja, że przed kolejnym meczem wróci do zdrowia. Ze względu na formę sportową pierwszego składu wypadli także Michał Karlikowski oraz Bartosz Florek. Swoje szanse dostali kolejno Dawid Kalisz, Hubert Krawczun oraz Piotr Kurbiel.
Niestety żaden z zawodników Stomilu nie wykorzystał swojej szansy w tym meczu i nie przekonał do swojej gry zarówno szkoleniowca jak i kibiców, którzy tradycyjnie wybrali się wyjazd za swoją drużyną. Stomil pomimo tego, że w przekroju całego spotkania był częściej przy piłce, dokonywał więcej groźnych ataków, to był zespołem zdecydowanie słabszym i niestety zasłużenie przegrał w Puławach.
Zanim na dobre spotkanie się rozpoczęło to gospodarze prowadzili już 1:0. W trzeciej minucie spotkania prostopadłą piłkę w polu karnym otrzymał Adrian Paluchowski, blokowany przez Jakuba Tecława był wstanie wyłożyć piłkę dla Dominika Banach, który strzałem w długi róg bramki pokonał Jakuba Mądrzyka.
W drugiej połowie Stomil śmielej sobie poczynał pod polem karnym przeciwnika, ale żadna z wykreowanych akcji nie zakończyła się golem. Najbliżej wyrównania był Kurbiel, ale jego silny strzał z 10 metrów wybronił bramkarz gospodarzy Piotr Zieliński. Chwilę później było już 2:0 dla gospodarzy. Źle piłkę wyprowadził Jakub Tecław, przejął ją Mateusz Klichowiak - którego nie potrafił zatrzymać Filip Szabaciuk - wbiegł w pole karne i podwyższył wynik meczu.
Stomil odpowiedział jednym trafieniem, ale miało to miejsce w 97 minucie meczu. W doliczonym czasie gry jeden z obrońców Wisły dotknął piłkę ręką w polu karnym. Jakub Tecław pewnie wykonał rzut karny i dopisał sobie na otarcie łez siódme trafienie w tym sezonie II ligi.
- Można by siedzieć i bardzo długo rozmawiać na temat tego, co zaprezentowaliśmy w Puławach albo czego nie zaprezentowaliśmy - powiedział po meczu na konferencji prasowej Szymon Grabowski, trener Stomilu. - Na pewno nie taki był scenariusz, który wcześniej sobie zakładaliśmy. Będąc przygotowanymi do tego spotkania pod każdym względem, nie udźwignęliśmy ciężaru, jaki narzucił na nas przeciwnik. Wiedzieliśmy, że podania na wszędobylskich ofensywnych graczy będą nam sprawiały dużo problemów, i rzeczywiście tak było. Weszliśmy źle w pierwszą połowę, w konsekwencji czego straciliśmy bramkę, i to się przeniosło dalej. Nie potrafiliśmy zacząć grać tego, co chcieliśmy, mianowicie skupiać uwagę w środku, wykorzystać przestrzenie między środkowymi pomocnikami, nie potrafiliśmy wygrać pojedynków w bocznych strefach i to wiązało się z tym, że przeciwnik miał dużo łatwiejsze zadanie, gdzie ułatwialiśmy mu jeszcze momenty, kiedy dokładnie rozgrywaliśmy, kiedy traciliśmy piłkę, po których prokurowaliśmy sami sytuacje dla Puław. Niemniej jednak, druga połowa, można powiedzieć, zaczęliśmy przede wszystkim inaczej wyglądać mentalnie, bo tutaj wyszła drużyna, która mocniej się postawiła przeciwnikowi, która była agresywniejsza, która mocniej podjęła rękawicę, nawet i walki wręcz, i do tego zaczęliśmy grać w piłkę, może nie konstruowaliśmy nie wiadomo jak groźnych sytuacji, ale posiadanie i przewaga były pod naszą kontrolą. Niemniej jednak przydarzył się błąd indywidualny przy wyprowadzeniu naszemu doświadczonemu zawodnikowi, kończy się bramką dla Puław. Walczyliśmy do końca, chcieliśmy tę bramkę kontaktową zdobyć, zdobyliśmy, ale jest to małe pocieszenie, wręcz żadne, bo zdajemy sobie sprawę, że dzisiaj jest to drugi mecz po Elblągu, gdzie zawiedliśmy na całej linii.