Stomil Olsztyn zremisował 1:1 w Katowicach z GKS-em. Bramkę na wagę punkty zdobył w drugiej połowie Mateusz Gancarczyk.
Trener Piotr Zajączkowski przed meczem z GKS-em Katowice wprowadził dwie zmiany w porównaniu z ostatnim spotkaniem z Chrobrym Głogów. Do pierwszej jedenastki wskoczyli pierwszy raz w rundzie wiosennej Kamil Mazek oraz Maciej Pałaszewski. Olsztyńscy zawodnicy na murawę wybiegli z czarnymi opaskami. Tym samym uczcili pamięć honorowego prezesa klubu, zmarłego we wtorek, Alojzego Jarguza.
W pierwszych minutach spotkania GKS przycisnął olsztyński zespół i mógł strzelić przynajmniej jedną bramkę. Na szczęście Piotr Skiba ratował olsztyński zespół od utraty bramki. Z biegiem czasu przebieg meczu się wyrównał, a pod koniec pierwszej części gry olsztyński zespół mógł zdobyć bramkę. Grzegorz Lech oddał ładny strzał z 18 metrów i piłka zatrzymała na spojeniu spółki z poprzeczką. Chwilę później Kamil Mazek odważnie wszedł w pole karne, ale nikt nie potrafił wykończyć jego prostopadłego podania wzdłuż bramki.
Bramki zaczęły padać w drugiej połowie spotkania. Najpierw na prowadzenie wyszli gospodarze za sprawą byłego piłkarza Stomilu Olsztyn - Rafała Remisza. Obrońca wyskoczył najwyżej w polu karnym po rzucie rożnym i wyprowadził swój klub na prowadzenie. Do remisu doprowadził Mateusza Gancarczyk, który wykorzystał błąd Mariusza Pawełka. Na bramkę strzelał Michał Góral, a bramkarz GKS-u fatalnie wybił piłkę i gola z bliskiej odległości strzelił młodszy z braci Gancarczyków.
Zdobyliśmy cenny punkt z silnym przeciwnikiem i dobrze grającym GKS-em. W doliczonym czasie gry mogliśmy zadać ostateczny cios, ale Bartłomiej Niedziela nie trafił do bramki. Zostały cztery spotkania i czeka nas trudna męka. Układ gier teoretycznie mamy niezły, ale nikt z tej ligi nie chce spaść. Życzę utrzymania dla swojej drużyny i GKS-u, bo szkoda by było żeby takie drużyny nie grały na poziomie I ligi.