Od dwóch porażek zaczęli drugoligowy sezon piłkarze Olsztyńskiego Klubu Sportowego 1945 Olsztyn. Po przegranym środowym, wyjazdowym spotkaniu z Jeziorakiem Iława 0:1, w takim samym stosunku przegrali u siebie z Sandecją Nowy Sącz.
Przed samym spotkaniem na ręce kapitana naszego zespołu Grzegorza Lecha prezes WMZPN - Zbigniew Lewicki wręczył puchar za awans do II ligi. Wyróżnienie otrzymał także Paweł Łukasik, który został przez kibiców Stomilu uznany najlepszym piłkarzem rundy wiosennej 2008/2009. Puchar i nagrody w postaci gadżetów ufundowało Stowarzyszenie Sympatyków Klubu OKS Stomil 1945 Olsztyn.
Zespoły Sandecji Nowy Sącz i OKS-u 1945 nastawiły się na zadawanie sobie decydujących ciosów od pierwszego gwizdka sędziego, zapominając nieco o obronie. Pierwsze 20 minut wyglądało niczym pojedynek bokserski, w którym pięściarze od razu po gongu decydują się zadać cios nokautujący rywala. Pierwszą groźną akcję prawą stroną przeprowadziła Sandecja, wykorzystując niepewne poczynania Roberta Wróblewskiego. W odpowiedzi po idealnie rozegranej piłce w środku pola Mateusz Różowicz przeprowadził rajd prawym skrzydłem, dośrodkował, lecz piłka nie spadła na głowę będącego w dogodnej pozycji Pawła Łukasika, ale pod nogi Sebastiana Spychały, który - źle przyjąwszy piłkę - w ekwilibrystyczny sposób fatalnie spudłował. Z każdą kolejną minutą OKS grał coraz gorzej - a co najbardziej zatrważające trener Nakielski ani myślał przeprowadzić jakąkolwiek zmianę. Tym bardziej, że w pierwszej połowie grała praktycznie tylko Sandecja. Przed przerwą fatalnego ustawienia Tomasza Aziewicza o mały włos nie wykorzystał Piotr Bania, który w niezmiernie prostej sytuacji sam na sam trafił w świetnie dysponowanego Daniela Iwanowskiego.
Po przerwie zdawało się, że OKS przejmie inicjatywę i w końcu zaliczy trafienie w nowej II lidze. Dwie minuty po wznowieniu drugą świetną okazję zmarnował Spychała, z kilkunastu metrów posyłając piłkę kilka metrów nad poprzeczką. Zdawało się, że "bramka wisi w powietrzu", gdy w 53. minucie przed polem karnym Sandecji piłkę stracił Daniel Michałowski, z czego wywiązała się szybka kontra, w której przewagę mieli goście, gdyż Radosław Stefanowicz nie zdążył za rywalem, Grabowski zaliczył kontakt trzeciego stopnia z glebą, akcja przeniosła się na lewą flankę, a stamtąd Mateusz Żyła ściągnął pajęczynę z lewego okienka bramki OKS-u. O grze gospodarzy nie ma co się niepotrzebnie rozwodzić, bowiem wystarczą dwa słowa: żal i nędza. Za to z gry Sandecji mogą być dumni jej sympatycy. Mogli oni obejrzeć piękne dryblingi Bani w polu karnym, który łamiąc akcje na lewą nogę, potrafił zgubić nawet dwóch rywali, czy po strzale niemal wręcz spod chorągiewki bocznej trafił w poprzeczkę.
Dopisali kibice, którzy udowodnili piłkarzom, że są zawsze z nimi. Cieszy także przyjazd kibiców gości, ponieważ jest to nieczęsty widok przy Piłsudskiego. Fani Sandecji weszli dopiero w 30. minucie spotkania, ponieważ obiekcje miał delegat z PZPN-u. Dopatrzył się brak pism informujących o przyjeździe fanów z Nowego Sącza. Jednak dobrze się stało, że 39 kibiców, którzy pofatygowali się w tak daleką podróż mogli zobaczyć występ swojego klubu. Z samego meczu możemy radować się z postawy Iwanowskiego oraz ambicji i woli walki Różowicza. Jednak to nie wystarczy choćby nawet na punkt w II lidze.